czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 4

*Harry*

Kurde, ta dziewczyna jest całkiem ładna. I ma zgrabny tyłek...
Nie, stop. Styles, masz do odwalenia kawał roboty, musisz spłacić długi, nie ma czasu na laski. A już na pewno nie na jego córkę.

Na pierwszy rzut oka widać, że to panna Smith. Wykapany ojciec...uparta, wybuchowa, wkurwiająca wszystkich wkoło gówniara. Tyle, że stary Smith nie zadziera z byle kim, raczej wszyscy boją się właśnie jego.
Dziewczyna zna trochę inną wersję, ale takie życie, nie mogę jej powiedzieć prawdy; jeszcze nie teraz.
 Tylko jeszcze trzeba trzymać z daleka Malika, idiota nie może popsuć mi planów.

*Maddy*

Nadal nie rozumiem dlaczego jeszcze mu się nie sprzeciwiłam. Właśnie u niego zamieszkałam. Nadal nie bardzo rozumiem też sytuację, ale wolę nie pytać. Zdążyłam zauważyć, że Harry jest nerwowy, nawet bardzo.
Niedługo ucieknę, ale najpierw uśpię jego czujność. Dam sobie radę. Chyba...

***

Siedziałam w "swoim" pokoju i rozmyślałam. Najwidoczniej za długo, bo ból głowy nasilał się z każdą minutą.
Zielonooki wyszedł, a ja koniecznie potrzebowałam czegoś przeciwbólowego. Nie znalazłam w domu żadnych tabletek, dlatego wyszłam w poszukiwaniu jakiejś apteki. Gdy zaopatrzyłam się w leki, skierowałam się do pobliskiego sklepu po colę. Następnie posiedziałam chwilę w parku - po lekach ból ustał, więc było ok. Miejsce było piękne, szczególnie teraz, wiosną. Wszędzie zieleń, kwiaty, a zapach...mogłabym siedzieć tam godzinami! Dlaczego nigdy wcześniej tutaj nie bywałam?

Kiedy w spokoju delektowałam się widokami zobaczyłam coś, a raczej kogoś, i pomyślałam, że zaraz zejdę na zawał.

Styles pędził ku mnie niczym huragan, chcący zmieść mnie z powierzchni ziemi.

Był zły. Cholernie zły.

Głupia, idiotka, debilka...czemu tego nie przewidziałam?

Jego wściekłe oczy wpatrywały się we mnie przenikając mnie na wylot. Witamy w piekle.

- Ciebie popierdoliło do reszty? Na jaką cholerę wyszłaś z tego pieprzonego domu, po co?! - zaczął się wydzierać.

Momentalnie kolana mi zmiękły. Dzięki Bogu, że siedziałam na ławce.

Starałam sie unikać wzroku bruneta, jednak bezskutecznie. Boleśnie podniósł mnie za ramiona i uniósł moją twarz ku górze. Był przystojny, a teraz, kiedy przygryzał wargę ze zdenerwowania...mógłby się podobać.

- Popatrz na mnie w końcu! I tylko nie rycz, nie jesteś żadną księżniczką, a ja nie będę księciem na białym rumaku. Zaczniesz gadać do cholery?

Upss, po tych słowach NA PEWNO nie mógłby się podobać. Co ja sobie myślałam.

- Ja nie chciałam, musiałam...bolała mnie głowa, nie znalazłam tabletek...przepraszam, nie bij...proszę... - zaczęłam się jąkać, a już po chwili się rozkleiłam.
Świetnie Smith, tak długo udawałaś, żeby teraz w jednym momencie to wszystko spieprzyć. Jesteś do bani.

Chłopak złagodniał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co jest?

- Nie uderzę cię. Uznajmy, że tej sytuacji nie było, ale tylko pod warunkiem, że to się więcej nie powtórzy.

Tak, mamusiu, pomyślałam. Niestety nie miałam na tyle odwagi, żeby to powiedzieć głośno.

Pokiwałam tylko głową.

Maddy, Maddy, Maddy...jesteś tak beznadziejna, że nawet nie potrafisz dłużej udawać?

I znów poszliśmy do tego głupiego mieszkania, które dla mnie było więzieniem. Tym razem Styles nie zostawił mnie samej. Mam nadzieję, że niebawem znów wyjdzie na miasto, a ja będę miała okazję się stąd wyrwać.
_______________________________________________________________________

No dobra, pozbierałam się po odejściu Zayn'a i postanowiłam pisać dalej. Podoba się? Komentarze proszę, motywacji mi trzeba :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz