poniedziałek, 7 marca 2016

środa, 13 stycznia 2016

Druga część oficjalnie rozpoczęta!

Wpadam z krótką informacją, że wczoraj pojawił się prolog do drugiej części, zapraszam. Miłego dnia kochani czytelnicy! ♥

środa, 6 stycznia 2016

Łapajcie linka skarby http://withouthim1.blogspot.com/?m=1  ❤
Chciałam jeszcze tylko dodać że obydwa moje opowiadania, The Threat of Love i Only With You (Without Him też będzie) można czytać na wattpadzie. Nie dam linka, bo jestem na telefonie i naprawdę nie do końca ogarniam wattpad, ale wpiszcie w wyszukiwanie i powinno wyskoczyć. Dobranoc.

sobota, 19 grudnia 2015

INFORMACJA

Hej kochani, wchodzi tu ktoś jeszcze?
Tak, jak zapowiadałam, niedługo zaczynam pisać drugą część pod tytułem

                                     "Without him"

Wczoraj skończyłam robić nagłówek, jeszcze został mi szablon (tak, nauczyłam się je robić!) i na dniach powinien pojawić się link do drugiej części, więc czuwajcie.
Dobranoc!

sobota, 12 września 2015

Epilog

Przez ostatni czas życie Madeleine Smith i jej przyjaciół bezpowrotnie się zmieniło.
Niespełniona miłość dręczyła ją każdego dnia, gdy patrzyła w lustro i wyobrażała sobie, jak dobrze wyglądałaby u boku kogoś, kogo tak bardzo kochała, a kogo nie mogła mieć. 
Śmierć rozdzieliła ukochanych, gdy zabrała go do innego wymiaru, gdzie podobno nie mógł zaznać więcej bólu. 
Za to ona cierpiała podwójnie, nie mogąc pojąć, dlaczego straciła Zayn'a. 
Jej życie zawaliło się w momencie, gdy została zgwałcona, jednak wtedy wiedziała, że on jej pomoże.
Wyobraźcie sobie, jak musiała się czuć, gdy oznajmiono jej, że zmarł.
Nie, nie wyobrazicie sobie tego. Nie możesz tego zrozumieć, dopóki sam tego nie przeżyjesz.
Nie była na tyle silna, by wytrzymać gwałt i śmierć Zayn'a. A przecież jeszcze nie tak dawno cierpiała z powodu śmierci ojca. 
Codziennie zadawała sobie pytanie, dlaczego? 
Długo nie mogła o tym rozmawiać, bardzo długo nie chciała rozmawiać z kimkolwiek. Obwiniała wszystkich o śmierć ukochanego. Chciała zginąć, by spotkać Zayn'a w lepszym świecie. Żyletka stała się jej nową miłością, na której mogła polegać. 
Aż w końcu podniosła się, zerwała wszelkie kontakty z dawnymi przyjaciółmi i wyjechała na studia, byleby zapomnieć o ciężkich przeżyciach. Nie chciała, by siostra musiała oglądać ją w tak podłym stanie, gdy próbowała już nawet samobójstwa. Ktoś jednak musiał ją ocalić, dostała drugą szansę.
Za granicą zaczęła odżywać. Czas przyzwyczaił ją do bólu, nie myślała już tak często o Maliku. 
Pewnego dnia wpadła na szarmanckiego blondyna, który próbował posklejać jej złamane serce, by później w nim zamieszkać. Zakochał się w niej od pierwszego wrażenia, lecz wiedział, że nie będzie łatwa. Rozkochał ją w sobie, a ona otworzyła się na świat. Mimo, że serce wciąż pamiętało brązowe oczy, które zawsze będzie kochać, rozum nakazywał jej się zakochać w kimś innym, by zapomnieć. 
Był idealnym kandydatem na męża. Żadnych kryminalnych powiązań, jego jedynym źródłem dochodu był jego zespół, a nie jakieś narkotyki, czy Bóg wie, co jeszcze. Był rok starszy, również studiował, był dobrze wychowany, prowadził normalne życie. Czy Maddy nie powinna być właśnie z kimś takim? 
Jakby nie było, to Zayn i Harry ściągnęli na nią wszystkie kłopoty.
Długo próbowała sobie to wmówić, aż w końcu zaczęła w to wierzyć. 
Nie chciała znać ani Harry'ego, ani reszty, za bardzo przypominali jej Zayn'a.
Dlatego rzadko wracała do rodzinnego miasta. 
________________________________

Hejooo! :3
Zaskoczeni? Smutni? Wiem, że wolelibyście szczęśliwy koniec, ale nie zawsze tak może być.
Nie planowałam epilogu już w tym rozdziale, ale tak po prostu wyszło.  Jak wrażenia? :3 Proszę o komentarze!
A teraz druga sprawa, mój blog funkcjonuje już dobre 4 miesiące, jak nie 5! :3 Jak ten czas szybko leci... jestem zadowolona z siebie, że byłam w stanie doprowadzić do jego końca, a nie zrezygnowałam po kilku rozdziałach. :D Dziękuję, że czytaliście, komentowaliście i nabijaliście wyświetlenia!
Mam nadzieję, że będziecie czytać mojego drugiego bloga http://onlywithyou1.blogspot.com/ za którego planuję się teraz porządnie wziąć.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Przepraszam, lubię trzymać was w napięciu! ♥
JUŻ TERAZ OGŁASZAM, ŻE DOCZEKACIE SIĘ DRUGIEJ CZĘŚCI THE THREAT OF LOVE< KTÓREJ TYTUŁU JESZCZE NIE ZNAM, ALE NIEDŁUGO BIORĘ SIĘ ZA ROBIENIE NAGŁÓWKA I TEJ CAŁEJ RESZTY< O WSZYSTKIM WAS POINFORMUJĘ TUTAJ, WIĘC ZACHĘCAM DO WPADANIA I ŚLEDZENIA NA BIEŻĄCO POSTĘPÓW!
DZIEKUJĘ WAM, JESTEŚCIE CUDOWNE! <3 <3
Do zobaczenia :)

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 25

*Perspektywa Harry'ego*
Leniwie uniosłem powieki czując, jak promienie słoneczne nagrzewają moją nagą skórę.
Nie pamiętałem nic z wczorajszego wieczoru, ani nie wiedziałem gdzie się znajduję.
Za to obok mnie leżała znajoma blondynka. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek, tymczasem ja przeklinałem w myślach ilość spożytego wczoraj alkoholu. Chyba wiem, tak, pamiętam. Trochę zdemolowałem dom, gdy straciłem wiarę w uratowanie Madeleine, a później poszedłem się upić.
A Claudia...no cóż, wykorzystała to.
- Muszę spadać. - stanąłem na równe nogi i zacząłem się ubierać, nie słuchając protestów dziewczyny. Byłem porządnie skacowany, tak naprawdę nie wiedziałem jak dotrę do domu, ale z pewnością nie mogłem tam dłużej siedzieć.
Wybiegłem z mieszkania Claudii, a do swojego dojechałem taksówką, za którą nie zapłaciłem. Taksówkarz nie upominał się o wypłatę, sądzę, z powodu mojego groźnego wyrazu twarzy. Chrzanić to.
- Leslie! - powinna być w moim mieszkaniu, lecz nie zastałem jej. Gdzie była? - Leslie, kurwa, mam kaca! - darłem się na marne, w końcu moje gardło wysiadło i musiałem sam jakoś się ratować.
Wypiłem z pięć szklanek wody, wziąłem jakieś prochy, gówno mi to dawało, zdychałem po prostu.
A Leslie jak nie było, tak nie było. Dopiero po jakimś czasie zauważyłem kartkę przylepioną do szafki.

                             Wyluzuj, bo się zajedziesz. Niedługo wrócimy. Kocham cię.

Pierwsze co przykuło moją uwagę... ostatnie zdanie.
- Kocham cię? Leslie się zakochała... - szepnąłem pod nosem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przecież ja byłem odbiorcą tego listu, to było do mnie.
Dlaczego, ja się pytam, no dlaczego się nie domyśliłem?! Przecież do było jasne od początku, inaczej by tutaj nie siedziała i nie męczyła się ze mną!
Jestem debilem. Jestem pieprzonym kutasem. Jestem taki głupi!
Leslie pojechała po Maddy. O, kuźwa...

Przetrzepałem cały dom w poszukiwaniu jej laptopa, notatek, telefonu, czy jakiejś mapki.
Wkrótce znalazłem jej komórkę, a w niej notatkę. Ulica, na której kiedyś bywałem dość często...
Nie tracąc czasu wsiadłem w samochód i pojechałem do znajomego burdelu.
Jak się czułem? Cholernie źle, mogłem stracić dwie tak ważne osoby naraz. Mogłem trzymać Leslie z daleka od tych całych poszukiwań, albo poprosić ją o pomoc. Widziała jak się męczę, więc chciała pomóc.
Wszedłem, wcześniej naciągając na głowę kaptur. Dokładnie przejrzałem każdy kat tego paskudnego miejsca, ale nigdzie nie zobaczyłem dziewczyn. Zostało jeszcze jedno pomieszczenie, które zwyczaj było zamknięte na klucz, ale w moim stanie to nie był żaden problem. Okazało się, że pod drzwiami stoi dwóch siłaczy, za pewne od Richardsona. Wziąłem ich z zaskoczenia, ale mimo to mocno oberwałem. Mój łuk brwiowy był rozcięty, z wargi sączyła się krew, a knykcie miałem porządnie zakrwawione od walki, ale dałem radę. Zanim otworzyłem te cholerne drzwi musiałem rozwalić zamek.
- Maddy, Leslie! - na widok brunetek serce podeszło mi do gardła, a łzy zalały oczy, ale nie mogłem się rozkleić, bo mnie potrzebowały.
Madeleine siedziała związana w jednym rogu w podartych ciuchach, rozmazanym makijażu i rozczochranych włosach, Mimo to była śliczna, ale w oczach miała pustkę. Żadnego strachu czy smutku, pustka jest najgorsza. Leslie, w drugim rogu, również związana, lecz w milion razy lepszym stanie niż ta pierwsza i w jakichś dziwnych ciuchach, Jeszcze raz sprawdzając korytarz, rozwiązałem obydwie i zamierzałem wybiec, wcześniej biorąc młodą Smith na ręce, lecz jak zawsze, coś musiało pójść nie tak. W pomieszczeniu zaroiło się od uzbrojonych gości, za nimi pojawił się znajomy mężczyzna.
Jedyną ucieczką było okno. Nie byłoby problemu, gdyby nie było to drugie piętro.
- Co teraz? - Leslie spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Byłem bezsilny, bezmyślny. Dlaczego przyjechałem tutaj sam?
Miałem się poddać, ale w tym momencie telefon w mojej kieszeni zawibrował trzy razy, co oznaczało, że jeszcze mamy jakieś szanse. Nie puszczałem Maddy z objęć, a ona obejmowała mnie coraz mocniej. Obydwie się bały, bo nie wiedziały, że zaraz przyjdzie ratunek w postaci przyjaciół.
- No i co teraz będzie? Trzeba się było tutaj pchać? Drogie dzieci, ze mną nie wygracie, a w trójkę, to nawet jednego mojego człowieka nie pokonacie. - zarechotał Richardson.
Spuściłem głowę, kryjąc chytry uśmieszek pełznący po mojej twarzy.
- Wmawiaj sobie, dziadku. - usłyszałem Willa, później rozległy się strzały.
Udało nam się uciec.
Odjechaliśmy z tego przeklętego burdelu z piskiem opon, z cudem uchodząc z życiem. Maddy wciąż siedziała na moich kolanach i mocno się we mnie wtulała. Wiedziałem, że wolałaby, gdyby na moim miejscu był Zayn, ale nie było to możliwe. Nie wiem, czy kiedykolwiek będą mogli się zobaczyć. I to niestety ja byłem tym, który miał jej to powiedzieć.
Nie wiedziałem, w jaki sposób ja skrzywdzili, ale sądząc po miejscu, w którym ją znalazłem...nie było dobrze. Leslie siedziała cicho, z wzrokiem wbitym w szybę. Byłem szczęśliwy, bo udało nam się uciec, ale byłem też zły. Pozwoliłem skrzywdzić Maddy i sam skrzywdziłem Leslie, z tym, że w drugim wypadku mogłem się jeszcze poprawić.
- Co wam odbiło, żeby pojedynczo tam wchodzić. Gdybym nie przyjechał do ciebie, żeby sprawdzić, jak się czujesz, moglibyście już nie żyć. Ile razy powtarzałem, że nie działamy solo? - odezwał się Joseph, ten najmądrzejszy. Od zawsze był jak ojciec i zawsze nas opieprzał. Jak dobrze jest mieć takich przyjaciół. A William? Był najmłodszy, zawsze śmialiśmy się z niego, nazywając go gówniarzem, ale martwię się o niego jak o młodszego brata.
- Nie zabraliśmy Kate, bo jest za bardzo emocjonalna, mogłaby nas udupić, gdyby zobaczyła swoją siostrę w takim stanie. - mruknął młody.
- Ją też trzeba zabrać do szpitala. - odezwała się niepewnie Leslie, wskazując ruchem głowy na dziewczynę.
- Z daleka od Zayna. - szepnął Joseph, by śpiąca Maddy nie usłyszała. Przytaknąłem, po czym kazałem Williamowi powiadomić Kate o tym, co się stało.
- Zgwałcili ją. Richardson i jego dwaj klienci.
Przeczuwałem to, ale...do cholery, trzy razy?!
Zabiję się. Zayn mnie zabije. Kate zabije nas wszystkich. A potem jeszcze Leslie mnie poćwiartuje za to, co jej zrobiłem.

_____________________________________
Przepraszam za jakiekolwiek niedociągnięcia, natchnęło mnie dzisiaj i dodaję bez sprawdzania, żeby nie stracić weny, może napiszę dzisiaj jeszcze jeden rozdział. :)
Dziękuję, że tak licznie (w porównaniu z tym, co było na początku) komentujecie, to bardzo mnie motywuje!<3 Jestem naprawdę przeszczęśliwa, że mam tych ośmiu cudownych czytelników, którzy są ze mną na dobre i na złe <3 Kocham was misie :*

P.S. Zbliżamy się do końca

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 24

*Perspektywa Harry'ego*
Poczucie winy wciąż we mnie rosło. Przecież Zayn był moim przyjacielem, nie ważne co się stało, był nim. Ja powinienem teraz tam leżeć i zdychać, a on ratować Madeleine. Wiedziałem, że ją kocha.
Jedyne co mogłem dla niego zrobić, to odnalezienie jego dziewczyny i zapewnienie jej bezpieczeństwa, skoro on nie był w stanie tego zrobić.
*Dwa dni później*
Od dwóch dni usiłowałem dowiedzieć się czegoś na temat miejsca pobytu dziewczyny, niestety na marne, tkwiłem w martwym punkcie. Nie przyjmowałem pomocy przyjaciół, chciałem zrobić to sam, dla Zayn'a.
Właśnie, co do Zayn''a, nie było z nim dobrze. Przed nim było jeszcze kilka operacji, a i to nie wiadomo czy pomoże. Lekarze milczeli, gdy pytaliśmy, czy się obudzi. Jeśli się nie obudzi? Chciałem mu tyle wyjaśnić, przeprosić, pogodzić się. Zobaczyć jaki szczęśliwy jest z Maddy.
A jeśli to nie możliwe?
Byłem, jestem i będę jego przyjacielem i chcę mu to powiedzieć.
Nie wiem co się z nami stało, chyba pieniądze przewróciły nam w głowach. To chore, co kasa robi z człowiekiem.
- Harry? Co z tobą? - usłyszałem delikatny głos Leslie, wchodzącej do pokoju. Siedziałem od dwóch godzin jak trup wpatrując się w ścianę i rozmyślając o tym cyrku, który się odgrywał.
- Nic. - uciąłem krótko i dobitnie, i niemal usłyszałem jak ciężko wzdycha. Dziewczyna od dwóch dni starała się za mną nadążać i naprawdę była dla mnie wsparciem, lecz nie potrafiłem jeszcze tego docenić. Byłem zbyt przejęty troską o inną dziewczynę, by zauważyć, że los podstawił mi pod nos kogoś, z kim mógłbym być szczęśliwy.
To głupie, jeszcze niedawno nie myślałem o szczęściu, związku, rodzinie, bo wydawało się to takie odległe. A teraz? Chyba wydoroślałem, już nie zależy mi jedynie na seksie i rozmiarze dekoltu, nie chcę zaliczać przypadkowych dziewczyn i nie podniecają mnie już plastikowe lalki, takie jak Claudia. Pamiętacie tą blondynkę, o którą niegdyś była zazdrosna Madeleine?
Ironia losu, gdy ona chciała mnie, nie wiedziałem czy pragnę jej, teraz ona woli Malika, a mi zaczęło na niej zależeć.
- Nie bądź dla mnie taki oschły, proszę. - powiedziała, łamiącym się głosem, lecz nie zwróciłem na to uwagi, nie pocieszyłem jej. Wewnętrzny Harry mi na to nie pozwalał, choć tak bardzo miałem go dość.
- Leslie, wyjdź. - odparłem głosem przepełnionym irytacją, nawet nie spoglądając w stronę brunetki.
- Wszystko będzie dobrze. - wyszeptała, jakby bojąc się, że się na nią rzucę. I wyszła.
***
*Perspektywa Leslie*
Znałam Harry'ego już wiele lat i niby wiedziałam, że nie moglibyśmy być parą, ale ta głupia nadzieja wciąż we mnie siedziała i za każdym razem, gdy mnie od siebie odpychał czułam, jakby ktoś wbijał mi nóż w plecy. Nigdy nie żywiłam do niego tak mocnych uczuć, ale z pojawieniem się Caren one wzrosły i nie mogłam się ich wyzbyć. Miłość to zguba, ludzie mówią prawdę.
Od dwóch dni próbowałam być przy nim, podczas gdy on wciąż mnie spławiał, jakby nie zauważając, że mi na nim zależy w inny sposób, niż ten przyjacielski. Styles jest trudny, nie ma co zaprzeczać, ale to mnie do niego ciągnie i, cholera, nie wiem co z tym zrobić.
Może skoczę z mostu i będę miała święty spokój?

Widząc, jak z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zdenerwowany faktem, że nie może jej znaleźć, postanowiłam działać. Jako doświadczona... hmm, nie wiem, kim jestem.
Dobra, w każdym razie miałam jakieś pojęcie na temat planów Richardsona (węszyło się tu i tam), więc mogłam spróbować swoich sił. I tak nie miałam nic do stracenia, a Harry był tak roztrzepany, że i za trzy lata nie znalazłby Maddy. Był lepszy w bójkach, strzelaninach itd.
Układałam w głowie dość...dziwny plan wyciągnięcia dziewczyny mojego chłopaka... wróć!
Dziewczyny, w której zakochany był chłopak, w którym byłam zakochana.
Potrzebowałam dobrej charakteryzacji, gdyż jak wiadomo, do klubu nocnego nie pójdę kurtce i glanach.
Po całej "metamorfozie" nie wyglądałam ani trochę jak ja, więc zabrałam broń i komórkę, i ruszyłam do najsławniejszego klubu w kraju, gdzie znalazłam sygnał.
Wchodząc, czułam na sobie wzrok niejednego faceta, ale mus to mus.
Rozglądałam się na wszystkie strony, mając nadzieję że dobrze trafiłam i to nie jest żadna pułapka.
Zauważyłam dziewczynę łudząco przypominającą Madeleine, skuloną i głośno szlochającą przy ścianie, a obok bruneta koło czterdziestki, próbującego zaciągnąć ją po schodach do... Jezu. Miała potargane ciuchy i mnóstwo ran i siniaków, przez co nie miałam wątpliwości, że została zgwałcona. Jakim cudem nikt tego nie widzi?!
Już miałam ruszać w jej stronę, by odwrócić uwagę mężczyzny, kiedy niestety...

_______________________________________________________
Na początku należą wam sie ogromne przeprosiny, gdyż moja nieobecność na blogu potrwała dłużej niż zapowiadałam. :c
Kiedy wróciłam do domu po prostu nie wiedziałam jak się zabrać za napisanie tego rozdziału i szukałam sobie wszelakich wymówek, byleby go nie dodać. Trochę się rozleniwiłam, wiem. :( Ale mam nadzieję, że wraz z rokiem szkolnym wróci moja chęć do pisania i będziecie mogły cieszyć się częstymi rozdziałami tak, jak kiedyś.
W dodatku było pełno tych wszystkich dram, czego w ogóle nie ogarniałam i tymbardziej nie miałam ochoty pisać o chłopakach. Ojcostwo Louisa, rozpad Zerrie, no nie mogłam tego zrozumieć.  Mam nadzieję, że nie będziecie się na mnie długo gniewać, chociaż naprawdę zawaliłam.