Leniwie uniosłem powieki czując, jak promienie słoneczne nagrzewają moją nagą skórę.
Nie pamiętałem nic z wczorajszego wieczoru, ani nie wiedziałem gdzie się znajduję.
Za to obok mnie leżała znajoma blondynka. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek, tymczasem ja przeklinałem w myślach ilość spożytego wczoraj alkoholu. Chyba wiem, tak, pamiętam. Trochę zdemolowałem dom, gdy straciłem wiarę w uratowanie Madeleine, a później poszedłem się upić.
A Claudia...no cóż, wykorzystała to.
- Muszę spadać. - stanąłem na równe nogi i zacząłem się ubierać, nie słuchając protestów dziewczyny. Byłem porządnie skacowany, tak naprawdę nie wiedziałem jak dotrę do domu, ale z pewnością nie mogłem tam dłużej siedzieć.
Wybiegłem z mieszkania Claudii, a do swojego dojechałem taksówką, za którą nie zapłaciłem. Taksówkarz nie upominał się o wypłatę, sądzę, z powodu mojego groźnego wyrazu twarzy. Chrzanić to.
- Leslie! - powinna być w moim mieszkaniu, lecz nie zastałem jej. Gdzie była? - Leslie, kurwa, mam kaca! - darłem się na marne, w końcu moje gardło wysiadło i musiałem sam jakoś się ratować.
Wypiłem z pięć szklanek wody, wziąłem jakieś prochy, gówno mi to dawało, zdychałem po prostu.
A Leslie jak nie było, tak nie było. Dopiero po jakimś czasie zauważyłem kartkę przylepioną do szafki.
Wyluzuj, bo się zajedziesz. Niedługo wrócimy. Kocham cię.
Pierwsze co przykuło moją uwagę... ostatnie zdanie.
- Kocham cię? Leslie się zakochała... - szepnąłem pod nosem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przecież ja byłem odbiorcą tego listu, to było do mnie.
Dlaczego, ja się pytam, no dlaczego się nie domyśliłem?! Przecież do było jasne od początku, inaczej by tutaj nie siedziała i nie męczyła się ze mną!
Jestem debilem. Jestem pieprzonym kutasem. Jestem taki głupi!
Leslie pojechała po Maddy. O, kuźwa...
Przetrzepałem cały dom w poszukiwaniu jej laptopa, notatek, telefonu, czy jakiejś mapki.
Wkrótce znalazłem jej komórkę, a w niej notatkę. Ulica, na której kiedyś bywałem dość często...
Nie tracąc czasu wsiadłem w samochód i pojechałem do znajomego burdelu.
Jak się czułem? Cholernie źle, mogłem stracić dwie tak ważne osoby naraz. Mogłem trzymać Leslie z daleka od tych całych poszukiwań, albo poprosić ją o pomoc. Widziała jak się męczę, więc chciała pomóc.
Wszedłem, wcześniej naciągając na głowę kaptur. Dokładnie przejrzałem każdy kat tego paskudnego miejsca, ale nigdzie nie zobaczyłem dziewczyn. Zostało jeszcze jedno pomieszczenie, które zwyczaj było zamknięte na klucz, ale w moim stanie to nie był żaden problem. Okazało się, że pod drzwiami stoi dwóch siłaczy, za pewne od Richardsona. Wziąłem ich z zaskoczenia, ale mimo to mocno oberwałem. Mój łuk brwiowy był rozcięty, z wargi sączyła się krew, a knykcie miałem porządnie zakrwawione od walki, ale dałem radę. Zanim otworzyłem te cholerne drzwi musiałem rozwalić zamek.
- Maddy, Leslie! - na widok brunetek serce podeszło mi do gardła, a łzy zalały oczy, ale nie mogłem się rozkleić, bo mnie potrzebowały.
Madeleine siedziała związana w jednym rogu w podartych ciuchach, rozmazanym makijażu i rozczochranych włosach, Mimo to była śliczna, ale w oczach miała pustkę. Żadnego strachu czy smutku, pustka jest najgorsza. Leslie, w drugim rogu, również związana, lecz w milion razy lepszym stanie niż ta pierwsza i w jakichś dziwnych ciuchach, Jeszcze raz sprawdzając korytarz, rozwiązałem obydwie i zamierzałem wybiec, wcześniej biorąc młodą Smith na ręce, lecz jak zawsze, coś musiało pójść nie tak. W pomieszczeniu zaroiło się od uzbrojonych gości, za nimi pojawił się znajomy mężczyzna.
Jedyną ucieczką było okno. Nie byłoby problemu, gdyby nie było to drugie piętro.
- Co teraz? - Leslie spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Byłem bezsilny, bezmyślny. Dlaczego przyjechałem tutaj sam?
Miałem się poddać, ale w tym momencie telefon w mojej kieszeni zawibrował trzy razy, co oznaczało, że jeszcze mamy jakieś szanse. Nie puszczałem Maddy z objęć, a ona obejmowała mnie coraz mocniej. Obydwie się bały, bo nie wiedziały, że zaraz przyjdzie ratunek w postaci przyjaciół.
- No i co teraz będzie? Trzeba się było tutaj pchać? Drogie dzieci, ze mną nie wygracie, a w trójkę, to nawet jednego mojego człowieka nie pokonacie. - zarechotał Richardson.
Spuściłem głowę, kryjąc chytry uśmieszek pełznący po mojej twarzy.
- Wmawiaj sobie, dziadku. - usłyszałem Willa, później rozległy się strzały.
Udało nam się uciec.
Odjechaliśmy z tego przeklętego burdelu z piskiem opon, z cudem uchodząc z życiem. Maddy wciąż siedziała na moich kolanach i mocno się we mnie wtulała. Wiedziałem, że wolałaby, gdyby na moim miejscu był Zayn, ale nie było to możliwe. Nie wiem, czy kiedykolwiek będą mogli się zobaczyć. I to niestety ja byłem tym, który miał jej to powiedzieć.
Nie wiedziałem, w jaki sposób ja skrzywdzili, ale sądząc po miejscu, w którym ją znalazłem...nie było dobrze. Leslie siedziała cicho, z wzrokiem wbitym w szybę. Byłem szczęśliwy, bo udało nam się uciec, ale byłem też zły. Pozwoliłem skrzywdzić Maddy i sam skrzywdziłem Leslie, z tym, że w drugim wypadku mogłem się jeszcze poprawić.
- Co wam odbiło, żeby pojedynczo tam wchodzić. Gdybym nie przyjechał do ciebie, żeby sprawdzić, jak się czujesz, moglibyście już nie żyć. Ile razy powtarzałem, że nie działamy solo? - odezwał się Joseph, ten najmądrzejszy. Od zawsze był jak ojciec i zawsze nas opieprzał. Jak dobrze jest mieć takich przyjaciół. A William? Był najmłodszy, zawsze śmialiśmy się z niego, nazywając go gówniarzem, ale martwię się o niego jak o młodszego brata.
- Nie zabraliśmy Kate, bo jest za bardzo emocjonalna, mogłaby nas udupić, gdyby zobaczyła swoją siostrę w takim stanie. - mruknął młody.
- Ją też trzeba zabrać do szpitala. - odezwała się niepewnie Leslie, wskazując ruchem głowy na dziewczynę.
- Z daleka od Zayna. - szepnął Joseph, by śpiąca Maddy nie usłyszała. Przytaknąłem, po czym kazałem Williamowi powiadomić Kate o tym, co się stało.
- Zgwałcili ją. Richardson i jego dwaj klienci.
Przeczuwałem to, ale...do cholery, trzy razy?!
Zabiję się. Zayn mnie zabije. Kate zabije nas wszystkich. A potem jeszcze Leslie mnie poćwiartuje za to, co jej zrobiłem.
Przepraszam za jakiekolwiek niedociągnięcia, natchnęło mnie dzisiaj i dodaję bez sprawdzania, żeby nie stracić weny, może napiszę dzisiaj jeszcze jeden rozdział. :)
Dziękuję, że tak licznie (w porównaniu z tym, co było na początku) komentujecie, to bardzo mnie motywuje!<3 Jestem naprawdę przeszczęśliwa, że mam tych ośmiu cudownych czytelników, którzy są ze mną na dobre i na złe <3 Kocham was misie :*
P.S. Zbliżamy się do końca
wooow <3 no i dobrze że mi Leslie nie zabiłas bo bym cię znaazła <3
OdpowiedzUsuńMożesz spać spokojnie, Leslie będzie żyć :*
UsuńNA RAZIE...😆
Rozdział jak zwykle idealny. Pamiętaj tylko , że to ma sie dobrze skończyć , bo jak nie to Cie poćwiartuje XD / Paulina
OdpowiedzUsuńDOBRZE ŻE SIE PODPISALAŚ, BO NIE WIEDZIALABYM KIM JESTEŚ 😂😂
UsuńCichoo XD
UsuńCudowne!! :D czekam na następny rozdziałłł ❤Jula
OdpowiedzUsuńsuper z niecierpliwoscia czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nextaa
OdpowiedzUsuń